poniedziałek, 4 grudnia 2017

Bigos trzydniowy.

      Na początek kilka słów wstępu celem wytłumaczenia swojej nieobecności. W lipcu (w dniu urodzin!) zamiast szykować się na nocne świętowanie kolejnego kroku ku starości ;) wylądowałam na ostrym dyżurze chirurgicznym ze złamanym i skręconym kopytem. Milion godzin w poczekalni oddziału, który wyglądał jak zapomniany oddział psychiatryczny. Diagnoza: złamanie z obszernym skręceniem i gips na 2 tygodnie (to tak na początek). Pan od gipsu każe zdjąć spodnie, ja żeby je rozciął bo z gołym tyłkiem potem chodzić nie będę, na co Pan od gipsu, żebym się nie przejmowała bo ciągle ktoś tak stąd wychodzi i nikt nie marudzi. No jasne, na co dzień też nie mam problemu z bieganiem po ulicy z dupskiem odzianym w kusą koronkową bieliznę. Luzzz przecież jest lato, dupa nie zmarznie. Na szczęście udało mi się wyprosić kawałek czegoś zielonego przez co i tak było wiele widać ale lepsze to niż blade poślady :p Po dwóch tygodniach wizyta kontrolna, inny lekarz inna diagnoza! (wtf?) Okazuje się, że złamana jest kość strzałkowa a nie kości śródstopia. Serio można się tak pomylić???? Gips zdjęty, założona orteza, czas rekonwalescencji jakieś 5-6 tygodni. Zabrałam papiery i umówiłam się do prywatnej kliniki. Tomografia i jednak złamane 2 kości śródstopia a strzałkowa cała i zdrowa. I generalnie można chodzić bez ortezy a jak przestanie boleć to śmiało wracać do pracy. Po 1,5 miesiąca na kanapie, nie móc się nawet samej wpakować do wanny, przechodząc ze śmiechu w depresyjne stany rozpaczy, straciłam chęć do gotowania na bardzo długo. Z racji również tego, że poruszanie się o kulach było irytujące (to jest baaardzo delikatne określenie w porównaniu z tym co błąka mi się po języku). Dlatego też w gotowaniu, sprzątaniu i całej reszcie wyręczał mnie P. Za co jeszcze raz tutaj bardzo Ci dziękuję! :*
     Wracam do formy malutkimi kroczkami. Do kuchni też czasem zaglądam więc myślę, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Wracam z propozycją świąteczną :) Bo przecież Święta zaraz więc bigos musi być! A taki z suszonymi grzybami i śliwkami to już w ogóle obowiązek. Pierwszy raz gotując bigos skusiłam się na dodanie alkoholu. Nie przypominam sobie aby w moim rodzinnym domu była taka praktyka. Jednak słuchając opowieści znajomych stwierdziłam, że zaryzykuję. Muszę przyznać, że czerwone wino zrobiło robotę! Jak ja mogłam tego wcześniej nie robić? Wy pewnie wiecie o tym od zawsze więc proszę się tu ze mnie nie naigrywać ;) Wszak człowiek uczy się cale życie. Trzy dni gotowania, kolor, smak, zapach... poezja! Bierzcie i gotujcie :)
      




Składniki:

  • 2 kg kiszonej kapusty
  • 1 kg żeberek wieprzowych
  • 300 g boczku wędzonego
  • 30 g suszonych borowików
  • 30 g suszonych podgrzybków
  • 150 g suszonych śliwek
  • 180 ml czerwonego wytrawnego wina
  • 5 listków laurowych
  • 10 ziaren ziela angielskiego i 10 ziaren pieprzu,
  • woda
  • sól do smaku
Przygotowanie:

Dzień 1
  1. Jeśli masz bardzo kwaśną kapustę możesz ją przepłukać w zimnej wodzie, odcisnąć i pokroić.
  2. Podziel żeberka na części i obsmaż na odrobinie oliwy aż się ładnie zarumienią. Wyjmij żeberka na talerz, zlej nadmiar tłuszczu i usmaż pokrojony w kostkę boczek.
  3. Dodaj do boczku przygotowaną wcześniej kapustę, żeberka, liście laurowe, ziele angielskie i pieprz. Zalej całość wodą tak aby przykryła prawie całkiem kapustę i gotuj na średnim ogniu pod przykryciem przez 2 godziny od czasu do czasu mieszając po czym wystudź i wstaw do lodówki (balkon też się sprawdzi ;))
Dzień 2

     Zalej grzyby wrzątkiem i poczekaj aż zmiękną. Wstaw bigos na gaz, zagotuj i zmniejsz ogień. Delikatnie wyjmij grzyby z wody, pokrój na małe kawałki i dodaj do bigosu wraz z wodą, w której się moczyły (uważając aby w naczyniu zostały nieczystości, które opadły na dno) oraz śliwki. Gotuj pod przykryciem przez 2 godziny od czasu do czasu mieszając po czym wystudź i wstaw do lodówki.

Dzień 3

     Podgrzej bigos i na średnim ogniu gotuj bez przykrycia przez 1 godzinę. Dodaj wino i gotuj często mieszając przez kolejne 45 minut. Dopraw do smaku solą i pieprzem, wystudź i wstaw do lodówki.



środa, 21 czerwca 2017

Tajskie curry w 15 minut :)

                Krótka historia o pokrzywie ;)       
     Stukam sobie właśnie w klawiaturę i obserwuję jak pięknie wędruje mi po rękach pokrzywka (taka bladź co to jest objawem alergii). No więc obserwuję wzrokiem, w którym czai się zło. Zęby zaciskam i biję po łapach pomysł użycia ostrego narzędzia aby się podrapać i najlepiej zdrapać, zedrzeć, rozszarpać sobie skórę. Bo ta cholera swędzi. Ale nie że swędzi delikatnie. Nie, nie! Moi mili wyobraźcie sobie, że obsiadło Was milionpieńćsetstodziewięćset komarów i one wszystkie na raz ugryzły. A teraz poczekajcie aż skóra zacznie łaskotać i walczcie, żeby się nie drapać, bo wiadomo przecież, że drapanie nie pomaga a wręcz nasila owe łaskotanie. Da się? No się kurna nie da! Nie chcielibyście tak co? Zakładam się o michę pysznego tajskiego curry z fotek poniżej, że byście nie chcieli. Ja też nie chcę, nie prosiłam się o to ale taki zaszczyt me dupsko kopnął i mam tę panią na sobie. Mam wędrującą po ciele pokrzywkę, która swędzi tak jak w opisie powyżej. I ta cholera o całkiem miłej nazwie towarzyszy mi już dwa miesiące. Dwa miesiące wojowania z drapaniem i straszeniem ludzi tym widokiem. Dwa miesiące przegranej walki bo się nie da! Chwile ulgi przyniosła jedynie majowa wyprawa na SOR (tak jakoś o 22:00). Siedzisz sobie tam człowieku godzin 5. Siedzisz, trochę śpisz, trochę więcej płaczesz bo masz już psychicznie dosyć swojej towarzyszki wędrowniczki. I oto po tych pięciu godzinach dostajesz wezwanie do gabinetu. Lekarz Cię ogląda ale z daleka bo przecież nie dotknie, żeby ogarnąć z czym ma do czynienia bo do czynienia z tym mieć nie chce. Kładzie Cię na łóżeczku i mówi magiczne hasło "wenflon" a Ty w sekundę stajesz na nogi, że już nic Ci nie dolega, że to taki żart, że może już sobie pójdziesz (jest tu ktoś kto na widok igły dostaje zawału pińcet razy? Ja! Ja jestem!) ale lekarz skoro już siedzi na nocnym dyżurze to nie co będzie się nudził, złapie Cię za łapę rzuci na łóżko, przypnie pasami, zaknebluje i zacznie tortury (żartuję wcale tak nie było, Pani bardzo miła była). Kładzie zatem znowu, mówi że będzie dobrze, że nie boli blablabla po czym woła młodziana - stażystę! Panie Jeżu nie dość, że muszę patrzeć na igłę to jeszcze ma mi ją wbijać dzieciak młodszy ode mnie? O losie! Leżę więc grzecznie, ręce się trzęsą, nogi drżą, oczami wyobraźni widzę jak sobie nie radzi, grzebie, męczy, kłuje, krew się leje.... a On przyszedł, zobaczył me żyły, stwierdził, że łatwo pójdzie bo wszystkie widać idealnie jak u rasowego ćpuna, ciach i po robocie. A potem było tylko pięknie :) Trzy dawki prochów prosto w żyłę zrobiły ze mnie potulne cielę z uśmiechem na pysku :) Ło Panie jak mi było po tym dobrze :) Skierowanie, recepta i bardzo proszę, może Pani wracać do domu. Nic tam, że już prawie 4 nad ranem a do roboty o 6 trzeba wstać. Nic bo zwolnienie dostałam i mogłam spać cały dzień. I nawet chyba większość dnia przespałam z radości. Trwało to dni 5 a potem zabawa od nowa. Obecnie jestem po drugiej wizycie u alergologa. Druga podwójna dawka sterydów, po których puchnę niczym Kubuś Puchatek po słusznej porcji miodku. Zero alkoholu, zero słońca, zero produktów mlecznych, skierowanie na testy i za miesiąc zobaczymy czy będzie mi dane tego roku poleżeć na plaży. Dlatego właśnie, jest mnie tu tak mało. Nie miałam chęci do niczego a stan depresyjny towarzyszył mi znacznie częściej niż chęć tworzenia w kuchni. Mam nadzieję, że nowa kuracja prochami zadziała i przestanę straszyć ludzi w pracy :p
        Wybaczcie mi ten długi wstęp i w ramach zanudzenia zerknijcie poniżej na zdjęcia i przepis. Tajskie curry zrobicie szybciej niż przeczytaliście to nudne wyznanie ;) 





Składniki:
  • 400 g polędwiczek z indyka
  • puszka mleka kokosowego
  • 3 średnie papryki (czerwona, żółta i zielona)
  • 1 mała cukinia
  • 1 średnia marchewka
  • 1 limonka
  • 1 trawa cytrynowa
  • 4 liście limonki kaffir
  • żółta pasta curry
  • 1/2 szklanki wody
  • oliwa do smażenia
  • sól, pieprz
  • opcjonalnie listki kolendry
* do podania ryż basmati
 
Przygotowanie:
  1. Wstaw wodę na ryż i ugotuj według wskazówek na opakowaniu.
  2. Pokrój mięso i warzywa w cienkie paski. Na patelni rozgrzej kilka łyżek oliwy i dodaj marchew, pastę curry (ilość pasty pozostawiam Twojej decyzji - my lubimy ostre potrawy więc pasty dałam dużo), liście limonki oraz trawę cytrynową (trawę przekrój na pół i tępą stroną noża rozbij delikatnie aby uwolnić jej fantastyczny aromat). Smaż 3 minuty po czym dodaj paprykę i kurczaka.
  3. Smaż ok 5 minut i wlej mleko kokosowe oraz wodę. Gotuj całość przez 5 minut. Dopraw do smaku solą, pieprzem i w razie potrzeby dodaj więcej pasty curry lub kawałek świeżej papryczki chilli.
  4. Tuż przed podaniem wyciśnij sok z całej limonki, dokładnie wymieszaj i serwuj na stół :)
 


środa, 14 czerwca 2017

Kurczak w cytrynowej marynacie

          Komu, komu?! :) Kilka składników, chwila w kuchni i fantastyczny obiad na stół :) Pieczony kurczak to zawsze dobry pomysł, a pieczony w cytrynowej marynacie to wręcz plan idealny. I tak sobie myślę, że nie ma co się tu rozpisywać. Częstujcie się proszę przepisem, patrzcie i czujcie jak boskie zapachy po kuchni wędrują i rozkoszujcie się mięciutkim soczystym mięskiem :)



Składniki:
  • kurczak podzielony na części
  • skórka i sok z dwóch cytryn
  • kilka gałązek świeżego tymianku
  • 2 duże ząbki czosnku
  • dwie łyżeczki angielskiej musztardy (może być również Dijon)
  • łyżka miodu
  • sól i pieprz
  • młode ziemniaki
  • kilka ząbków czosnku (nie obranych ale lekko zmiażdżonych)
  • gałązki świeżego rozmarynu
  • oliwa
Przygotowanie:
  1. W moździerzu utrzyj na pastę 2 ząbki czosnku z odrobiną soli i tymiankiem, dodaj skórkę i sok z cytryn, musztardę oraz miód. Dokładnie wymieszaj składniki marynaty i natrzyj nią kurczaka. Świetnie się do sprawdzi torebka strunowa. Odstaw mięso do lodówki na 2 godziny.
  2. Nastaw piekarnik na 180 stopni. W brytfance ułóż umyte ziemniaki, dodaj do nich gałązki rozmarynu i czosnek, dopraw solą i pierzem, całość skrop oliwą i ułóż na nich kurczaka. Polej całość pozostałą marynatą i przykryj folią aluminiową. Piecz pod przykryciem 1,5 h po czym zdejmij folię i piecz kolejną godzinę aż kurczak i ziemniaki się ładnie zrumienią (w trakcie pieczenia już bez folii, podlewaj mięso sokami z dna brytfanki).

piątek, 27 stycznia 2017

Pęczotto z indykiem, pieczoną papryką i całą główką czosnku :)

     Witam Was dzisiaj z kanapy, otulona kocem po pachy, z herbatą imbirową z miodem w łapie i zapasem chusteczek w zasięgu nosa. Nie jest dobrze ale było zdecydowanie gorzej więc staram się nie marudzić. No chyba, że nadejdzie wieczór, P. wróci z pracy i zamrugam zalotnie czerwonymi oczętami, pociągając zalotnie zatkanym nosem, żeby podał mi coś pysznego, pomiział po plecach i przyniósł drugi kocyk. Niech dba a co! ;) Ale zanim to nastąpi to sobie poleżę na kanapie z kotami w ciepłych futerkach a Wy zerknijcie poniżej na przepis. Bardzo pyszny przepis. Robi dobrze kubkom smakowym i brzuszkom :) 



Składniki

  • 300 g pęczaku
  • 350 g polędwiczek z indyka
  • 2 duże czerwone papryki
  • główka czosnku
  • 1 duża cebula
  • 125 ml białego półwytrawnego wina
  • 2 litry bulionu warzywnego
  • 8 suszonych pomidorów
  • 1 łyżeczka mielonej ostrej papryki
  • 1 łyżeczka tartego świeżego imbiru
  • 1/2 szklanki tartego parmezanu
  • skórka i sok z 1/2 cytryny
  • 2 łyżki posiekanych z grubsza świeżych listków kolendry
  • 2 łyżki masła do smażenia + 2 do dodania na sam koniec gotowania
  • sól i pieprz
Przygotowanie:
  1. Paprykę ułóż w naczyniu do zapiekania, dodaj główkę czosnku przekrojoną w poprzek na pół i owiniętą folią aluminiową i piecz w 180 stopniach aż skórka na papryce zrobi się ciemna. Po upieczeniu przełóż paprykę do foliowej torebki i zawiąż (ułatwi to potem zdejmowanie skórki).
    Jak papryka ostygnie zdejmij skórkę i pozbądź się pestek po czym drobno posiekaj a czosnek wyciśnij na talerzyk.
  2. Bulion postaw na palniku obok patelni, na której będziesz gotować, tak aby był w zasięgu ręki i cały czas się lekko podgrzewał (musi być bardzo ciepły).
  3. Przygotuj pozostałe składniki: indyka pokrój w kawałki, cebulę w drobną kostkę, zetrzyj imbir, zetrzyj skórkę i wyciśnij sok z cytryny.
  4. Na dużej głębokiej patelni roztop 2 łyżki masła i zeszklij cebulę. Dodaj kaszę i praż często mieszając aż się zarumieni po czym dodaj wino. Jak odparuje zacznij dodawać porcjami bulion. mieszając od czasu do czasu.
  5. Jak pęczak będzie na wpół twardy dodaj indyka, paprykę, czosnek, suszone pomidory, ostrą paprykę oraz imbir.
  6. Podlewaj bulionem i mieszaj aż pęczak będzie miękki :)
  7. Na koniec dopraw solą i pieprzem do smaku, dodaj kolendrę, skórkę i sok z cytryny, pozostałe 2 łyżki masła i parmezan. Gdyby było zbyt gęste dodaj trochę bulionu i od razu podawaj.
    Smacznego! :)